O zabawkach Bruder i BINO mogłabym pisać całe elaboraty, udowadniając przy tym, że są po prostu super. Ostatnio jednak doszłam do nieco filozoficznego wniosku, że skoro jestem blogerką Haribi, to z jednej strony każdy zapewne oczekuje, że moje wpisy wypełnione będą pochwałami na temat tych zabawek. Z drugiej jednak strony ktoś może pomyśleć, że nie są one w takim razie do końca wiarygodne. Tak czy inaczej postanowiłam, że tym razem podzielę się z Wami opowieścią mojej znajomej. Nasze dzieci są w podobnym wieku, ale spotykamy się co kilka miesięcy, bo mieszkamy dość daleko od siebie. Jak to matki wymieniamy się doświadczeniami na temat zupek, problemów wychowawczych i zabawek. Podczas naszego ostatniego spotkania opowiedziała mi o swoim ostatnim odkryciu, do którego doszło dzięki jednemu niewinnemu pytaniu jej synka: Czy wiesz, że mężczyźni są najlepszymi kucharzami? Dalej opowieść mogła brzmieć mniej więcej tak…
„Właściwie nie było to pytanie, ale raczej informacja. W związku z tym zażartowałam, że już wiadomo kto wieczorem robi kolację, ale zaraz potem przyszło mi coś do głowy. Skoro mały jest zainteresowany tematem gotowania, to chyba nie można tego zignorować. W końcu nawet bez zagłębiania się w tematy związane z ideologią gender, jestem zwolenniczką wsłuchiwania się w potrzeby i pomysły dzieci. Jeśli właśnie rozmawiamy o gotowaniu, to temat ten musiał w którymś momencie przyciągnąć uwagę mojego dziecka. Co to oznacza? Może warto kupić mu jakieś zabawki, dzięki którym stanie się małym kucharzem. Poza tym pewnie powinien też zacząć pomagać przy przygotowywaniu posiłków.
Chwilę później siedziałam przy komputerze i przeszukiwałam sieć pod kątem kuchni dla dziecka. W końcu trafiłam na drewniane zabawki BINO. Nie dość, że ładne to jeszcze ekologiczne – pomyślałam od razu. To jednak zupełnie co innego niż rzeczy z plastiku. Na pierwszy rzut oka wyglądają po prostu porządniej. Dość szybko wybrałam drewnianą kuchenkę z akcesoriami, która składa się z dziecięciu elementów http://haribi.pl/drewniana-kuchenka-z-akcesoriami-10-elementow. Oprócz samej kuchenki w zestawie były dwa garnki i to z pokrywkami, łyżka, łopatka, widelec oraz dwie solniczki. Doszłam do wniosku, że z takim kompletem mój mały kucharz będzie mógł spokojnie zrobić zupę i na przykład gulasz. Zamówiłam.
Kiedy kuchenka pojawiła się w domu moje dziecko podeszło do sprawy z dystansem. Stwierdził, że to taka raczej „dziewczyńska” zabawka, że chyba nudna i w ogóle przecież tak naprawdę nie można nic na niej ugotować. Pomyślałam, że chyba miałam kiepski pomysł, ale wtedy „do garów” dorwała się moja ledwo jeszcze chodząca córeczka. Jak wiadomo u dzieci dość mocno działa syndrom „psa ogrodnika”, w związku z tym już po chwili również synek świetnie bawił się podczas robienia bigosu dla całej rodziny.
Na drugi dzień odwiedzili nas znajomi, którzy mają dwie córki. Kiedy zobaczyły nasz nowy nabytek w postaci drewnianej kuchenki, można było zauważyć autentyczny błysk w ich oczach. Właściwie myślałam, że ostatecznie zamieszkają z nami, bo w ogóle nie chciały wracać do domu, ale w końcu znajomi zlitowali się nad nami i obiecali córkom, że kupią im taką kuchenkę. Zresztą im też zestaw bardzo się spodobał i rzeczywiście sprawili dziewczynkom dużą drewnianą kuchnię i jeszcze pizzę do krojenia http://haribi.pl/pizza-do-krojenia-duzy-zestaw-31el, żeby można było coś wsadzić do piekarnika. Ta pizza wyjątkowo rozbawiła moje dziecko i w sumie za każdym razem, kiedy odwiedzaliśmy znajomych, dzieci przynajmniej przez jakiś czas bawiły się w gotowanie.
Kilka tygodni później zostaliśmy zaproszeni na urodziny mojej siostrzenicy. Już miałam dzwonić do siostry i zapytać z czego mała najbardziej się uciesz, gdy przypomniałam sobie pierwszą reakcję dziewczynek na widok drewnianej kuchenki BINO. Szybko zamówiłam coś podobnego dla siostrzenicy – tym razem różową kuchenkę z akcesoriami http://haribi.pl/kuchenka-rozowa-z-10-akcesoriami. Ta to już naprawdę jest dziewczyńska – skwitował mój syn. Natomiast biorąc pod uwagę, że bądź co bądź siostrzenica to dziewczynka, prezent okazał się wyjątkowo udany. Potem jeszcze kilka razy słyszałam od siostry, że naprawdę trafiliśmy w dziesiątkę, bo mała cały czas gotuje różne dania dla nich i dla lalek.
Pomył z zabawkami BINO na różne okazje wykorzystywaliśmy jeszcze kilka razy – obdarowaliśmy nimi prawie wszystkie córeczki znajomych, a nawet jednego synka, który za radą mojego dziecka dostał tort urodzinowy do krojenia. Potem częstował nim wszystkich swoich gości i miał przy tym sporo frajdy”.
W tym momencie moja znajoma przerwała opowieść, popatrzyła na mnie badawczo i zapytała czemu się tak uśmiecham. Odpowiedziałam, że właściwie wykonała za mnie w tym momencie kawał dobrej roboty, a zabawki BINO… znam i to jak!